piątek, 30 września 2016

Jak zabić historię Jasona - czyli mordercze wypociny z gimbazjum

Słowo wstępne.
Ufff...
udało mi się!
PRZEŻYŁEM!
Ha! nic mnie nie zjadło! Żyję!
...i wreszcie mogę się odezwać, coś napisać. Kiepsko było u mnie z czasem. Za dużo roboty w robocie...
Wracam ze świeżutką porcją wymiocin, jakie wywęszyłem dosłownie pięć minut temu. SERIO! wystarczyło mi 5 minut na znalezienie i przeczytanie złego opka.
Gdy zejdę poniżej 4 minut w powyższym "teście", to uznam że nadszedł koniec ludzkości, postępuje obyczajowa degrengolada, uwstecznienie myśli itd, itp. Wezmę w tedy moją Wilczycę za karczek i pognamy do najgłębszego lasu, poczekamy aż coś się poprawi, lub ludzkość wybije się w wojnie na kamienie i pałki...
choć bardziej prawdopodobne że owe pałki ludzkość wsadzi sobie w rzyć i zakwili z radości.
eh... no ale wracając do tematu.

OPKO spłodzone (ewidentnie w męczarniach i gorączce z majakami) przez DarkPrincess (wtf?! - czemu wszeliej maści AŁtoreczki mają syndrom "swchartz goth loli loli").
tytułem ochrzczone - Mój przyjaciel Jason. cz.2
dostępne na - http://lol24.com/opowiadania/horrory/moj-przyjaciel-jasoncz-2-21287

ZACZYNAM OD CZĘŚCI DRUGIEJ BO MNIEJ KRZYWDY MI WYRZĄDZIŁA NIŻ PIERWSZA!!!
powiedzmy że stopniuję napięcie... pierwszą częścią zajmę się następnym razem...

Wilk sztuk jeden       - check
Kawa                        - check
Materiał do recenzji  - check
Muza!                       - check

...ok wszystko jest.


No to roz…
Piękny był to dzień. Ostatni, wrześniowy. Słońce ogrzewało mi futro, muskało ostatnimi ciepłymi, serdecznymi promieniami. Wiatr choć jeszcze ciepły, zaczynał już szarpać, delikatnie podgryzać, niosąc znajomy zapach białego zimna, ciągle odległego acz nieuniknionego.
Zaprawdę, powiadam wam szczeniaczki moje... nic nie zapowiadało tej tragicznej hekatomby...

Otóż, samo opko, zaczęło się normalnie, może dyć drętwo i pokracznie, lecz w miarę normalnie...
Oto do domu wchodzi morderczyni i prowadzi gadkę szmatę z ojcem. Ot nic nadzwyczajnego.

- Jak minął dzień ? -pyta tata, wchodząc do domu.
- W porządku, spotkałam się.....ze znajomym z klubu - boję się, że zacznie wypytywać o szczegóły.
- Kiedy wraca mama ? - staram się, jak najszybciej zmienić temat.
- Powinna już być - odpowiada ojciec.
W tej samej chwili otwierają się drzwi do mieszkania. Mama wita się z nami, a po chwili zasiadamy do pierwszego od kilku miesięcy, wspólnego posiłku. Rozmawiamy o zwykłych, rodzinnych sprawach. Cały czas staram się zachować pozory. Powtarzam sobie, że wszystko jest w porządku. 

Norma nie? takie gimbazjum rzekłbym...
potem dostajemy skok czasowy od obiadu do łuzia, gdzie nasza morderczyni napawa się tym co każdy okrutnik. Mieszanka zadowolenia z zabicia niewinnego bliźniego oraz radości z posiadanego sekretu.
Choć tu wpada mi w szczęki ziarno piasku bo...

Jestem z siebie dumna, kiedy pomyślę, że jestem w staniem mordować z zimną krwią.

Że tak brutalnie się zapytam... jakim cholera staniem? Ja wiem, że to literówka... ale żeby STANIEM mordować, to trza talent mieć...

Po nocy nastaje ranek (jak to zwykle bywa), nasza MORDeczka szykuje się do gimbaz... do szkoły.
a tam...

W sali siadam z moim przyjacielem - Carlosem. Mam wrażenie, że jest on jedyną osobą w szkole, która mnie rozumie. Ubieramy się zupełnie inaczej, ale mamy podobne charaktery.

DLACZEGO KURWA CARLOS??!! Czy ktoś, do ciężkiej choroby z gorączką krwotoczną, może mi wytłumaczyć czemu "bohatery" mają takie "zagramaniczne" imiona? Co daje zagraniczne imię w opku? Plus 10 do lansu? Nie wiem, nie rozumiem i nie lubię tego.
No i dowiadujemy się że ubiór nie świadczy o charakterze... Wooow! Jaki reformizm! To nie szaty zdobią człowieka... no i odwieczna alienacja MORDeczki-goth-loli - nie no, serio?
ale spokojnie... nie to jest najgorsze... poczkojcie cytelniku jeszcze ciutkę.

Don Carlos San Pedro Alvaro Gonzalez Dolcevita - wyraża chęć dołączenia się do grupy MORDeczek (a, fakt, zapomniałem wspomnieć że w zabójstwach, naszej MORDeczce pomaga jeszcze tytułowy Jason)

- Chciałbym do was dołączyć - odzywa się. (Don Carlos San Pedro Alvaro Gonzalez Dolcevita - bo oczywiście po co uzupełniać takie prozaiczne rzeczy? przecież zawsze i wszędzie po głosie poznamy Carlosa, nie?) Uśmiechamy się do siebie szyderczo i idziemy do mojego mojego domu. Rodzicom mówię, że będziemy się uczyć biologii. Na szczęście nie wypytują o szczegóły i zgadzają się, żeby Carlos, został u mnie na noc. Teraz mamy wystarczająco czasu, żeby omówić...pewne sprawy. Dzwonię do Jasona, opowiadam mu o wszystkim, i umawiam się z nim na weekend w parku. Nie mogę doczekać się końca tygodnia.

No to powili się rozkręcamy...
1 - czemu uśmiechacie się szyderczo? wtf? nie lepiej np. szelmowsko? przebiegle? nawet tajemniczo! ale szyderczo? Czemu?! Czemu do cholery!!!??? Czy tylko takim wachlarzem (najbardziej oklepanym  uśmiechem w kiepskiej literaturze) dysponujesz?
2 - idziecie do domu - faaajnie, wymówka o uczeniu się biologi to element komiczny tak? hłe hłe hłę... dosłownie, padam na twarz śmiejąc się szyderczo... nawalam facepalmy...
3 - te PEWNE SPRAWY? jakie sprawy do zarazy? może trudne spawy? hę? wyczuwam wpływ polsatu :P
4 - czyli Carlos Płeblo Sana Maria Gonzales siedział u niej do weekendu?

uwaga... zaczynamy jazdę bez trzymanki...
jak się łatwo domyślić, nasza MORDeczka wraz z psiapsiułem idą do Jasona aby zaszlachtować jakieś mięsko.

- Jesteś pewna, że możemy mu zaufać ? Mam co do niego, złe przeczucie - Jason wskazuje na Carlosa.
- To mój przyjaciel, nie zawiedzie nas - uspakajam go.
- Ma nadzieję - Jason podejrzliwie spogląda na nowego członka naszej "ekipy".
Jedziemy do domy Jasona i wchodzimy do podziemnego pokoju. Tym razem ofiarą, ma być dziewczyna z mojej szkoły.
- Kasandra..milo mi Cię widzieć - śmieję się jej prosto w twarz.
- Carlos, zabij ją - rozkazuje Jason.
-Nie zrobię tego. Zabiję nikogo...a was sprzedam w ręce policji - krzyczy Carlos, wybiegając na zewnątrz.
Wiem, że popełniłam błąd, żałuje, że mu zaufałam. Pragnę jak najszybciej to naprawić.
- Załatwię to - mówię biegnąc za Carlosem.
Po chwili orientuję się, że Jason podąża za mną. W końcu udaje się nam dogonić tego zdrajcę.

szybko nie?
tu idą do piwniczki (na wino) Jasona, spotykają jakąś koleżankę MORDeczki, DonPłeblo ma zabić ale nie chce i ucieka strasząc policją.
fajnie nie?
to się nazywa wartka akcja! nie ma co... kot z pęcherzem nie biega szybciej, ba! prędkości tej akcji nie powstydzi się nawet światło!
No i Carlos Don Gonzales ZABIJA NIKOGO! ot dualizm Wałęsy... "nie chcem ale muszem..." choć nie chce zabić, to jednak zabija i to samego NIKOGO!!! No sami musicie przyznać ze trzeba być KIMŚ żeby zabić NIKOGO! :P
Ja rozumiem że w gimbazjum nie uczą elokwentnego prowadzenia i rozwinięcia akcji opowiadań ale
tego już nie da się usprawiedliwić samym beztalenciem AŁtorki... to już jest beztalencie pomieszane z lenistwem w kotle nieróbstwa! podgrzewana ta zupka jest zaś na samym, wybujałym, ego AŁtoreczki.

Resztę wam daruję... pokuszę się tylko o kilka zdań.
Oczywiście nasze duo dorywa Carlosa Sanchesa Gonzalesa... Oczywiście że dostajemy scenę makabrycznego mordu z hektolitrami juchy, oczywiście że po pierwszym ciosie (cegłą) ofiara powinna co najmniej stracić przytomność, oczywiście że nasza MORDeczka patroszy go jak wieprza. Gore z uciętymi stopami! Dosłownie powtórka z filmu Piła. Tylko jak jej się udało uciąć stopę zwykłym nożem?

Czas na małe podsumowanie cz.2.

Sens jak zwykle wyje z rozpaczy a nadzieja klepie mnie pocieszająco i szepcze że umrze ostatnia.
Hmmm... tak sobie myślę że po niej nadejdzie chyba moja kolej...
choć nie... ja mam jeszcze swój las :D
Ja mam gdzie się schować przed okrutną literaturą internetów, w której akcja wartko toczy się na wozie o kwadratowych kołach, sens jest zamknięty w szpitalu dla obłąkanych a element komiczny płacze w kącie w czapce trefnisia a każdy spazm jego szlochu odbija się dźwiękiem dzwoneczków.

następnym razem będzie jeszcze lepiej, wezmę się za część pierwszą powyższego opka.

Byle do pełni!
Wilk